Dziś odmiennie, bo śniadaniowo - jajka „wiejskie” same do nas przyszły, więc trzeba było jak najbardziej skorzystać z nadarzającej się okazji :)
Składniki na jeden omlet:
- 3 jajka
- 1 łyżka zimnej wody
- 1 duży lub 2 małe pomidory
- garść liści bazylii
- łyżka masła
- sól
- pieprz
Pomidory sparzyłam, obrałam ze skórki, wyjęłam gniazda nasienne (Mąż z chęcią je wyjadł :) ) i pokroiłam w kostkę. Bazylię opłukałam i drobno posiekałam. Do miseczki wbiłam jajka, dodałam bazylię, wodę oraz sól i pieprz (według uznania) i wszystko dokładnie wymieszałam małą rózgą. Na patelni (ok. 18cm) mocno rozgrzałam masło i wlałam masę jajeczną. Delikatnie obracałam patelnią żeby wszystko równo się ścięło. Kiedy na górze omletu zostało już bardzo niewiele surowej masy, na połowę z niego nałożyłam pomidory, chwilę jeszcze poczekałam i zsuwając na talerz delikatnie złożyłam na pół. Główny degustator orzekł, że nawet niezłe, czego by się po jajkach z pomidorem nie spodziewał ;)
Kiedy byłam dzieckiem często w soboty była na obiad zupa zwana zalewajką. A już od dłuższego czasu chodziło za mną coś kwaśnego więc padło właśnie na nią. Jest prosta w przygotowaniu, ale najwięcej czasu pochłania przygotowanie składników.
Składniki:
- 2l wody
- 1l garnuszek ziemniaków - obranych i pokrojonych w średniej wielkości kostkę
- 1 marchewka pokrojone w ćwierćtalarki
- 20dkg wędzonego boczku
- 20dkg kiełbasy (idealna jałowcowa)
- 300-350 ml żurku
- liść laurowy
- ziele angielskie
- majeranek - ok. 1/3 opakowania
- łyżka soli
- pieprz
Do garnka wlałam wodę, wrzuciłam kiełbaskę, ziele angielskie i liść laurowy. Czekając aż wywar się zagotuje pokroiłam boczek w kostkę i przysmażyłam na patelni na dość mocno spieczone skwarki. Do gotującej się zupy wrzuciłam ziemniaki, marchewkę, boczek, sól, odrobinę pieprzu i gotowałam do miękkości warzyw. Na końcu wlałam żurek (jeśli ktoś lubi naprawdę mocno kwaśne smaki może go dolać więcej) i wsypałam majeranek. Pogotowałam jeszcze chwilę i nalałam na talerz. Genialnie smakuje ze świeżym chlebem. Z podanych składników zupę zjedzą albo dwie bardzo głodne albo cztery śrenio głodne osoby :)
Wczoraj przyszła do mnie oczekiwana paczka z książkami i nie mogłam się powstrzymać by nie wypróbować jednego z wielu przepisów. Nastąpił krótki przegląd stanu kuchennych zapasów i wybrałam szybką sałatkę z krajów arabskich - tabbouleh (tabule).
Składniki na 6-8 porcji:
- 150g kaszy kuskus
- 1 pęczek natki pietruszki
- 1 duży ogórek
- 2 średnie pomidory
- 2 łyżki oliwy
- sok z małej cytryny
- sól
- pieprz
- odrobina świeżego tymianku
Kuskus przygotowałam wg przepisu na opakowaniu. Natkę pietruszki posiekałam na bardzo drobne kawałki, ogórka i pomidory obrałam ze skórki i pokroiłam w kostkę. Do przestudzonego kuskusu wrzuciłam kolejno pietruszkę, ogórka i pomidory, polałam oliwą i sokiem z cytryny i doprawiłam do smaku. W oryginalnym przepisie (z książki Diany Abu-Jaber "Język baklawy. Wspomnienia") nie było tymianku, ale wg mnie całkiem dobrze podbija smak sałatki. Buon appetito!
Jak przystało na "Zimnych Ogrodników" pogoda za oknem zamiast zachęcać do wyjścia z domu zdecydowanie umożliwia słodkie lenistwo w czterech ścianach. A z tęksnoty za ciepłymi popołudniami powstał pomysł na przyrządzenie włoskiego Tiramisu. I warto było czekać całą noc aż się dobrze schłodzi :D
Składniki:
(u mnie na formę 23 x 23cm)
- 6 żółtek
- 6 czubatych łyżek cukru pudru
- 500g serka mascarpone
- 250g podłużnych biszkoptów ("kocich języczków")
- 400ml mocnej kawy, całkowicie wystudzonej (może być rozpuszczalna)
- 4 łyżki likieru Amaretto
- 2 łyżko naturalnego, gorzkiego kakao
- listki mięty do dekoracji.
Żółtka utarłam z cukrem pudrem na puszystą i prawie białą masę, a następnie stopniowo dodawałam serek mascarpone i ubijałam czekając aż krem lekko zgęstnieje. W niskiej miseczce (ale o szerokim dnie - łatwiej w takiej moczyć biszkopty) wymieszałam kawę z likierem. Blachę wyłożyłam papierem do pieczenia i na niej ułożyłam warstwę biszkoptów, krótko moczonych w kawie - tak by były wilhotne ale żby nie zdążyły za mocno nasiąknąć. posypałam 1/3 kakao, nałożyłam połowę kremu i znów posypałam kakao. Na kremie ułożyłam drugą połowę nasączonych biszkoptów, rozsmarowałam resztę kremu i posypałam pozostałym kakao. Wstawiłam do lodówki na całą noc, by mocno się schłodził.
P.S. Deserek można też zrobić w pucharkach lodowych - osobiście jednak wolę taki w formie ciasta :)
Strasznie dawno mnie tu nie było... W pracy objęcie zastępstwa za koleżankę oprócz swoich normalnych obowiązków, zmiana miejsca zamieszkania i remont na głowie... Oj, działo się :) Gdzieś w tym szaleństwie ciągle miało miejsce sprawdzanie nowych przepisów, szukanie nowych smaków, odkrywanie nowych możliwości kulinarnych. Cieszę się że wróciłam i mam nadzieję że teraz już częściej będę tu zaglądać.
Dziś przynoszę wariację na temat przepisu na francuską tartę brokułową ze strony www.kuba-pichci.pl
Składniki na blachę 24cm:
- 2 opakowania ciasta francuskiego
- 250g pieczarek
- duża cebula
- 500g brokuła
- kilka sztuk pomidorków koktajlowych
- 1 jajko
- 200g śmietany 12%
- 100g tartego sera żółtego (idealna mozzarella)
- garść bułki tartej
- sól
- pieprz świeżo mielony
- garść świeżego tymianku
Blaszkę wykładam ciastem francuskim, tak by warstwy tworzyły krzyż. Obkrawam wystające boki - przydadzą się do ułożenia kratownicy na wierzchu tarty. Ciasto obsypuję bułką tartą by nie nasiąkło sokiem z farszu. Na patelni podsmażam pokrojoną w piórka cebulę i porojone w talarki pieczarki, doprawiam do smaku. Po lekkim przestudzeniu wykładam je równomiernie na ciasto francuskie. Brokuł dzielę na różyczki i blanszuję. Po odcedzeniu układam na pieczarkach. Pomidorki kroję na połówki i układam między brokułami. Ze śmietany, jajka, sera żółtego, soli i pieprzu przygotowuję sos, którym zalewam całość tarty. Posypuję świeżym tymiankiem i dekoruję pozostałym ciastem francuskim. Piekę ok 20min w 200st. na środkowym poziomie piekarnika.
Tartę można serwować jako samodzielne danie, jednak u mnie dziś występuje z łososiem z patelni.
Smacznego :)